Część pierwsza: Od bogactwa do nędzy i głodu. Jak upadała Wenezuela? cz.1
Socjalizm na miarę XXI wieku
Po wydarzeniach z 2002 roku Hugo Chavez kontynuował budowę „socjalizmu na miarę XXI wieku”. Państwowe spółki były coraz bardziej upolitycznione, rosła korupcja, ale jednocześnie prezydent wiedział, jak zadbać o najbiedniejszych, co podtrzymywało jego poparcie. Pieniędzy nie brakowało, gdyż notowania ropy szły w górę, a kraj mógł korzystać z infrastruktury rozwijanej pod koniec XX wieku. Zatem wydobycie utrzymywało się na wysokich poziomach, z wyjątkiem wspomnianego 2002 roku.
PKB Wenezueli rosło, co widać na grafice. Pokazuje ona, że w pierwszej dekadzie rządów Chaveza sytuacja gospodarcza generalnie była całkiem niezła.

Pierwsze sygnały o potencjalnych problemach nadeszły wraz z kryzysem finansowym. Ceny ropy zaczęły spadać i w budżecie państwa pojawiła się gigantyczna dziura. Prezydent Wenezueli nie zamierzał się tym jednak przejmować. W kraju trwała wówczas pierwsza duża fala wywłaszczeń. Państwo nacjonalizowało kluczowe sektory gospodarki (telekomunikację, energetykę itd.). Wenezuela mogła jeszcze pozwolić sobie wówczas na wypłatę odszkodowań.
Po dużych przejęciach, przyszła pora na kompletne szaleństwo. Państwo przejmowało wszystko, co się da. Chavez brylował w telewizji – kamera pokazywała go w trakcie spaceru, nagle prezydent wskazywał palcem na jakiś sklep i mówił „wywłaszczyć!”.
I tyle, to wystarczało.
Wenezuela po raz drugi na własne życzenie zmierzała w stronę tragedii. Czy działo się to wbrew woli społeczeństwa? W żadnym wypadku. Chavez aż do 2011 roku demokratycznie zwyciężał w każdych wyborach. Znacząco pomagał mu w tym fakt, że pieniądze cały czas napływały – po krótkim okresie kryzysu, ceny ropy ponownie odbiły. W taki sposób budowano „socjalizm na miarę XXI wieku”. Pomimo gigantycznych zysków z ropy, nie zrobiono nic, aby zainwestować mądrze część środków, aby rozwinąć kraj, czy chociaż odłożyć cokolwiek na gorsze czasy. Wszystko służyło wyłącznie chorej idei i podtrzymywaniu popularności Chaveza. Do ogromnych pieniędzy wystarczało dołożyć tylko umiejętność opowiadania bajek, a to była specjalność ówczesnego prezydenta Wenezueli.
Aparat państwowy sięgał coraz dalej. Na przestrzeni zaledwie kilku lat państwo przejęło ponad 1000 biznesów. W niektórych przypadkach tłumaczono to obecnością kapitału amerykańskiego w konkretnej firmie.
Stworzono coś, co było przeciwieństwem efektywnej gospodarki. Chavezowi udało się powtórzyć „wyczyn” Wenezueli z przełomu lat 70-tych i 80-tych. Kraj ponownie stał się importerem żywności.
Ceny benzyny były utrzymywane na sztucznie zaniżonych poziomach (przy okazji duże ilości dostarczano za darmo na Kubę). Państwo tworzyło zakłady pracy, w których niczego nie produkowano, ale zatrudnienie było pełne. Władze informowały o wielkich inwestycjach, które albo nie były rozpoczynane, albo tuż po rozpoczęciu prac następowało „uroczyste otwarcie” i ostatecznie nie udawało się ich ukończyć.
Podsumowując, Chavezowi udało się stworzyć kraj, który zawierał w sobie wszystkie elementy typowe dla socjalistycznego ustroju: gigantyczna skala marnotrawstwa, korupcja, wzrost przestępczości i wszechobecna propaganda.
„Socjalistyczny raj” mógł trwać tylko do momentu, kiedy ceny ropy naftowej utrzymywały się na wysokich poziomach. Tymczasem załamanie nadchodziło wielkimi krokami. Chavez nie miał jednak możliwości tego doczekać. Najpierw w 2011 roku poinformował oficjalnie, że zdiagnozowano u niego nowotwór. Z kolei jesienią 2012 roku wyznaczył na swojego następcę Nicolasa Maduro.
Hugo Chavez zmarł w marcu 2013 roku. Władzę w kraju przejął Nicolas Maduro. Wenezuela powoli zbliżała się do najgorszego okresu w swojej historii.
Epoka Maduro i początek chaosu.
Pierwszym wyzwaniem Nicolasa Maduro było wygranie wyborów prezydenckich i było to jedno z niewielu zadań, które faktycznie udało mu się zrealizować. Zdobył wówczas 56% głosów. Warto jednak zaznaczyć, że nie było to zdecydowane zwycięstwo w stylu Chaveza.
Dużo trudniejsza misja czekała na Maduro w kolejnym roku, kiedy to najpierw doszło do protestów „La Salida”, a następnie do załamania cen ropy. Notowania spadły wówczas z ponad 100 USD do 50 USD na przestrzeni kilku miesięcy. Wenezuela nie była na to przygotowana. Kraj ten po raz drugi miał szansę, by naprawdę stać się poważnym, niezależnym państwem – i po raz drugi ją zmarnował. W tym wypadku większość winy spadała oczywiście na barki Hugo Chaveza i jego zaślepionych zwolenników. Przez 15 lat Wenezuela wydawała środki w idiotyczny sposób i budowała „socjalizm na miarę XXI wieku”.
Kiedy jednak źródełko wyschło (czytaj: ceny ropy spadły), piekło rozpętało się niemal natychmiast. Do tego momentu ropa odpowiadała za ok. 95% eksportu Wenezueli. Kiedy jej cena spadła, nagle zabrakło pieniędzy na niemal wszystko. Kurs wenezuelskiego boliwara zaczął szybko spadać, co musiało napędzić inflację. Na grafice możecie zobaczyć korelację pomiędzy tym jak spadały ceny ropy, a jak z drugiej strony trzeba było płacić coraz więcej boliwarów za jednego dolara.

Inflacja wzrosła z kolei z początkowego poziomu 40% w 2013 roku do ponad 250% w 2016 roku.
PKB zaczęło spadać w bardzo szybkim tempie – można to zobaczyć na jednej z poprzednich grafik porównujących okres Chaveza oraz Maduro. Wykres ten dobitnie pokazuje, że jeśli państwo cały czas się rozrasta i przy okazji niszczy własność prywatną, to w takim otoczeniu nie da się zbudować niczego trwałego. Można jedynie stworzyć reżim, działający pod dyktando władzy i popierany przez tych, o których władza się troszczy (oczywiście dopóki ma pieniądze).
Okres 2014-2015 był również pierwszym momentem, kiedy świat zaczął nakładać sankcje na Wenezuele. Stało się tak zarówno z powodu protestów i śmierci kilkudziesięciu osób w 2014 roku, jak również ze względu na sytuację do jakiej doszło po wyborach parlamentarnych w 2015 roku.
Wówczas opozycja zdobyła aż 2/3 miejsc w parlamencie. Była to wielka porażka Maduro, który jednak nie był w stanie jej przyjąć. Postanowił wykorzystać swoje wpływy, czego efektem była decyzja Sądu Najwyższego o unieważnieniu wyborów. W ten sposób rozpoczął się kryzys konstytucyjny.
Ze względu na potężny opór wobec Maduro, w 2016 roku podjęto decyzję o organizacji referendum odwoławczego. Podkreślmy, że taką możliwość wprowadził Chavez na początku swoich rządów i był w stanie takie referenda wygrywać. Z Maduro było inaczej. Wiedział, że przegra, dlatego też zdecydował się odwołać referendum powołując się na rzekome fałszowanie podpisów.
Rok 2017 przyniósł kulminację kryzysu – najpierw Sąd Najwyższy ogłosił, że przejmuje funkcje pełnione przez parlament, a następnie doszło do wybuchu potężnych protestów. Zamieszki trwały ponad 100 dni i zginęło w nich co najmniej 120 osób. Mimo wszystko, Maduro ponownie utrzymał swoją pozycję, choć wymagało to wprowadzania coraz większego zamordyzmu.
Podsumowaniem tego okresu były wybory prezydenckie w 2018 roku, które można śmiało porównać do teatru jaki co kilka lat odbywa się na Białorusi. Maduro najpierw uniemożliwił start w wyborach głównym kandydatom opozycji, a następnie triumfalnie ogłosił swoje zwycięstwo (głosowanie zostało ostatecznie zbojkotowane przez opozycję). Cały świat widział jednak, że nie były to demokratycznie przeprowadzone wybory. Stany Zjednoczone oraz Unia Europejska nasiliły swoje sankcje wobec reżimu Maduro.
Na początku 2019 roku przewodniczącym parlamentu został Juan Guaido. Jeszcze w styczniu ten sam polityk ogłosił się tymczasowym prezydentem Wenezueli, powołując się na nielegalne wybory z 2018 roku. Guaido został szybko uznany przez większość świata zachodniego, w tym przede wszystkim przez Stany Zjednoczone.
I znowu – mimo wszystko, Maduro władzy nie stracił. Dlaczego? Bo nadal miał po swojej stronie wojsko czy policję. Czy poparcie wynikało z hojnych wynagrodzeń? W żadnym wypadku. Sytuacja stała się tak tragiczna, że żołnierzom wystarczały paczki z żywnością, aby wytrwale wspierać dyktatora.
Sankcje, głód i ucieczka milionów.
Jeszcze w 2015 roku Wenezuela produkowała ropę w tempie niespełna 2,4 mln baryłek dziennie. Ten poziom na przestrzeni kolejnych 4 lat spadł do zaledwie 0,5 mln baryłek na dzień. Bezprawne działania Maduro i nałożone w odpowiedzi sankcje ze strony USA praktycznie uniemożliwiły eksport ropy. Doszło zatem do sytuacji, w której surowiec nie tylko był tani, ale dodatkowo jego produkcja spadła niemal do zera.
Wenezuelska waluta upadała w tak szybkim tempie, że szacowanie inflacji stawało się bardzo trudne. Przerodziła się ona w hiperinflację.
Jedyną odpowiedzią Maduro było kreowanie „wojen klasowych” czyli pokazywanie bogatych jako winowajców wszelkiego rodzaju kryzysów. Do pewnego momentu dyktator ratował nastroje poprzez wprowadzanie „sprawiedliwych cen”, ale tego typu interwencje musiały doprowadzić w końcu do całkowitego zaniku prywatnych biznesów. I tak też się stało, przedsiębiorcy stracili wszelkie powody, by prowadzić działalność.
Poza tym w Wenezueli mnożyły się absurdy typowe dla krajów, w których państwo jest wszędzie, rządzi wszystkim i dba o wszystkich. A zatem mieliśmy tam do czynienia z:
- skracaniem tygodnia pracy do 2-3 dni ze względu na braki w dostawach prądu,
- przyznawaniem paczek z żywnością w zamian za deklarowanie „lojalności wobec władzy”,
- cenzurowaniem danych o inflacji, zgonach, niedożywieniu czy produkcji ropy,
- karaniem piekarni za wypiek rogalików (miały się skupić na pieczeniu chleba),
- wojskowymi zatrudnianymi w handlu (np. jako kierownicy sklepów AGD).
Pod koniec poprzedniej dekady reżim Maduro mógł w końcu ogłosić niebywały wyczyn. W kraju bogatym w zasoby naturalne, zapanował głód. Niewątpliwie trzeba było włożyć mnóstwo wysiłku, aby doprowadzić do takiej sytuacji.
Wykres pokazujący PKB na obywatela Wenezueli sugeruje nam, że kraj pod tym względem cofnął się do czasów II Wojny Światowej. Takie porównanie dobitnie pokazuje skalę tragedii.

Bankrutująca gospodarka, wzrost przestępczości oraz problemy z dostępem do podstawowych produktów (np. żywność czy leki) zmusiły Wenezuelczyków do ucieczki. Na przestrzeni lat 2015-2024 z kraju wyjechało 7,7 mln ludzi. Słowo „wyjechało” zostało użyte nieco na wyrost, ponieważ wielu Wenezuelczyków udało się do Kolumbii na piechotę. Obecnie funkcjonują oni dzięki pomocy dostarczanej przez sąsiednie kraje bądź też organizacje humanitarne.
Czego uczy nas upadek Wenezueli?
Warto zaznaczyć, że obecna sytuacja Wenezueli nie jest wynikiem działań „obcych sił” czy przewrotów politycznych inspirowanych przez inne kraje. Owszem, zagraniczne koncerny z pewnością pragnęły dostępu do wenezuelskiej ropy, ale to nie zmienia faktu, że Wenezuela naprawdę miała wszystko w swoich rękach. I to dwukrotnie!
W obu przypadkach gospodarka została całkowicie uzależniona od ropy. Czytając ten tekst mogliście zauważyć, że zarówno w 1980 roku, jak i na początku rządów Nicolasa Maduro, aż 95% eksportu stanowiła ropa. Wenezuela nie była w stanie produkować nic innego. Nie działo się tak dlatego, że Amerykanie im zabronili. Po prostu kraj był zarządzany w zły sposób, a skala niegospodarności w obu tych okresach była porażająca.
Na wyobraźnie działa zwłaszcza historia rządów Hugo Chaveza, który miał wystarczająco dużo sprytu, aby kupować sobie poparcie znacznej części obywateli Wenezueli. Był na tyle przebiegły, żeby przedstawić samego siebie jako „cudotwórcę”, który nigdy się nie myli. To jedna z głównych lekcji jakie niesie historia Wenezueli. Nigdy nie możemy popadać w stan uwielbienia wobec polityków, niezależnie od tego jak bardzo ich wypowiedzi trafiają w nasze gusta. Zawsze musimy dążyć do własnej niezależności, zamiast opierać swoją przyszłość na ślepym zaufaniu do przywódców.
W kwestiach gospodarczych nie powinniśmy pozwalać politykom na lekkomyślne wydawanie pieniędzy, a szczególnie krytycznie należy podchodzić do zaciągania kredytów w obcych walutach.
Historia Wenezueli jest znakomitym dowodem na to, że powinniśmy atakować polityków, którzy w okresach dobrobytu stawiają na rozdawnictwo. Zamiast tego, ich obowiązkiem powinno być doprowadzenie do sytuacji, w której więcej środków zostaje w kieszeniach obywateli, a Ci z kolei są w stanie zakładać nowe firmy i budować stabilne miejsca pracy. To zajęcie należy przede wszystkim do przedsiębiorców, a nie do państwa.
Tymczasem polityka rozdawnictwa demotywuje do działania. Dopóki są pieniądze, to całkiem nieźle żyje się nawet tym, którzy nie robią nic. Problem zaczyna się, kiedy w budżecie państwa pojawi się pustka. Wówczas automatycznie tracą wszyscy i okazuje się, że gospodarka nie ma zdrowych fundamentów. Władzy pozostaje jedynie skierować biednych przeciwko bogatym, zgodnie z zasadą „dziel i rządź”. I dopóki jeszcze bogaci mają cokolwiek na kontach, to można ich okradać za pomocą wysokich podatków. Kiedy jednak bogatym skończą się pieniądze, to nie ma już nic, co można byłoby rozdać. Pojawia się głód i nędza. Dokładnie tak jak w Wenezueli.
Powyższy artykuł, jak i pierwsza jego część to fragment dłuższego tekstu, który oryginalnie ukazał się w najnowszym wydaniu mojego newslettera inwestycyjnego "Capital Report". Jest to kwartalnik, który w ramach subskrypcji otrzymują abonenci Portfela Tradera.
Link do oryginalnego artykułu: LINK
| Trump ogłasza zamknięcie wenezuelskiej przestrzeni powietrznej. | Trump zapowiada, że „wkrótce” rozpoczną się operacje lądowe przeciwko wenezuelskim handlarzom narkotyków. | Zegar tyka w obliczu zbliżającej się akcji przeciwko Maduro… | Nowy front wojny? W Wenezueli Maduro jest otwarty na opuszczenie kraju, jeśli USA zapewni mu amnestię a Rosja szykuje pomoc wojskową. | Obywatele Wenezueli będą skanować odciski palców by kupować produkty spożywcze. | Wojna z Rosją? Trump mówi, że rosyjskie oddziały muszą „opuścić” Wenezuelę. | USA gromadzi oddziały specjalne w Puerto Rico i wojsko w Kolumbii, aby obalić Maduro. | George Soros sponsoruje fale migracyjne z Południowej Ameryki. | Trzecia fala migracyjna do USA wyrusza z Salwadoru. | W Gwatemali zbiera się kolejna migracyjna karawana. | Ameryka musi podjąć działania przeciwko inwazji prowadzonej przez ONZ i globalistów. | Kolejne fale migracji płyną w kierunku USA. | ONZ twierdzi, że europejski kryzys migracyjny "nie istnieje", ponieważ migracja jest "źródłem dobrobytu". | UE i USA muszą przyjąć więcej uchodźców i pozbyć się suwerenności. | Szef bezpieczeństwa UE: "polityczny islam" jest przyszłością Europy. | Wojny Zachodu i masowa migracja do Europy. | Ordo Ab Chao – jak instaluje się kryzys migracyjny w Europie. | Game Over Europo – nachodzi ‘kolorowa rewolucja’? | Francja przygotowuje się na masowe niepokoje. | Obama i upadek południowej granicy USA. | Implikacje zmian demograficznych do roku 2050. | Zachodnia schizofrenia i barbarzyństwo Bliskiego Wschodu. | Nadchodzi rewolucja: George Soros przekazał 18 miliardów dolarów do swojej Fundacji Otwartego Społeczeństwa. | Miliarder George Soros jest zdruzgotany zwycięstwem populistycznej antyglobalistycznej koalicji we Włoszech. | George Soros każe zaakceptować stały napływ 300 tyś. emigrantów rocznie by ratować EU. | Węgry planują pozbyć się wszystkich finansowanych przez Sorosa organizacji pozarządowych. |