Wielka wiatrowa ułuda porwała politykę energetyczną.
Christopher Booker, Telegraph.co.uk
Wielka Brytania
2012-09-02
Każdy będący pod wrażeniem efektywnej organizacji z jaką Wielka Brytania zorganizowała igrzyska olimpijskie może rozważyć kontrast naszej upadającej narodowej polityki energetycznej - w całości koncentrującej się na przekonaniu, że w ciągu ośmiu lat możemy jakoś utrzymać nasze światła w dziesiątkach tysięcy budynków budując więcej turbin wiatrowych. W pewnym momencie w zeszłym tygodniu, w Wielkiej Brytanii 3500 turbiny przyczyniły się do wytworzenia 12 megawatów (MW) energii wykorzystując do tego 38.000 MW energii elektrycznej. (Strona Neta, która prowadzi oficjalne statystyki elektroenergetyczne, zarejestrowała to jako "0,0 procent").
Minęło już 10 lat od kiedy po raz pierwszy podkreśliłem, jak szalonym pomysłem jest opieranie naszej polityki energetycznej na wietrze. Dziś wydaje się to być jeszcze bardziej oczywistym, iż było to myślenie życzeniowe, kiedy rząd w swoich najnowszych rozmowach o rozrachunku energii zapewnia, że do 2020 roku będzie dostarczać średnio 12.300 MW mocy z "odnawialnych źródeł energii".
Wszystko to urojenia. Nie ma sposobu, aby nawet pomarzyć o budowie ułamka wymaganych 30.000 turbin. Jak ostatni bezwietrzny tydzień pokazał, będziemy musieli zbudować dziesiątki gazowych elektrowni tylko po to żeby zapewnić zapasowe zasilanie dla wszystkich momentów, kiedy wiatr nie wieje z odpowiednią prędkością. Ale, jak coraz bardziej świadomi obserwatorzy wskazują, ministrowie i urzędnicy z Departamentu Energii i Zmian Klimatu (DECC) wydają się żyć w odmiennej rzeczywistości, bez praktycznego rozumienia, jak energia elektryczna jest produkowana, są odporni na racjonalne argumenty i napędzani obsesją, która może zakończyć naszą, bazującą na komputerach gospodarkę.
Ostatnią osobą próbującą zmusić ich do skonfrontowania się z rzeczywistością jest profesor Gordon Hughes, były doradca w dziedzinie energii Banku Światowego, obecnie profesor ekonomii w Edynburgu, którego dowody przed komisją ds. energii i zmian klimatycznych zostały opublikowane na stronach Global Warming Policy Foundation. Jego najbardziej szokującym stwierdzeniem jest to, że dążenie do realizacji ustawy - zmniejszenia emisji CO2 przez Brytanię o 80 procent do 2050 roku - będzie nas to kosztować 124 mld funtów do 2020 roku, czyli 5000 funtów na każde gospodarstwo domowe w kraju: nie tylko budując dziesiątki tysięcy absurdalnie dotowanych turbin wiatrowych, ale także na budowę zapasowych elektrowni opalanych gazem. Zapewnienie takiej samej ilości mocy w cyklu kombinowanym przez gazowe elektrownie wyniosłoby jedynie 13 mld funtów, zaledwie jedną dziesiątą proponowanej kwoty.
Ponadto, jak Prof Hughes wyjaśnia, uruchamianie zapasowych elektrowni gazowych i ich wyłączanie oznaczałoby, iż będą one bardzo nieefektywnie i wydzielą tyle CO2, że możemy skończyć zwiększając nasze całkowite emisje zamiast je zmniejszać...
Polska zaczyna właśnie to w co wpakował się cały świat. Widząc co się stało za granicą politycy powinni nie dokładać ani grosza do budowy tych urządzeń. Jeśli są one sensowne to niech prywatne firmy za nie płacą.
MilleniumWinter
dodano: 2012-09-05 13:29:48
Jeżeli doradca Banku Światowego mówi że coś jest złe należy właśnie to zrobić. Korzyści są gwarantowane!
miroszek
dodano: 2012-09-05 17:51:11
Czy elektrownie wiatrowe i sloneczne sa ekologiczne? teoretycznie tak, ale w rzeczywistosci jak sie blizej przypatrzymy to tak nie jest. Wystarczyło by zbudowac dwie mega tamy na wisle i odrze i z wody czerpac ekologiczna energie, bezpiecznie i tanio. Skoro tak dobrze to dlaczego tak sie nie dzieje? odp.. jest bardzo prosta, nikt na tym nie zarobi...a ekoterorysci to najwieksze zagrozenie dla naszego kraju, wezma kase i zaraz by protestowali ze pan bóbr nie moze sobie bezpiecznie plywac