Zacznijmy od jednego faktu, który jest tak absurdalny, że trudno w niego uwierzyć. Wenezuela ma więcej ropy od Arabii Saudyjskiej, a jednocześnie większość jej obywateli żyje w nędzy.
Jak do tego doszło? Czy winę ponoszą sami Wenezuelczycy, czy może powodem tragedii są czynniki zewnętrzne? Jak sytuacja wygląda obecnie?
Warto odpowiedzieć sobie na te wszystkie pytania, aby mieć dobre rozeznanie w sytuacji. Najpierw jednak musimy zapoznać się z najnowszą historią Wenezueli. Uwierzcie mi – naprawdę warto to zrobić, ponieważ wydarzenia z tego kraju pozwalają wyciągnąć wiele wartościowych wniosków, z których sami również możemy skorzystać.
Kraina mlekiem i miodem płynąca
Wydobycie ropy w Wenezueli rozpoczęło się na długo przed II Wojną Światową. Surowiec był niezwykle istotny podczas działań wojennych, a sama wojna nie toczyła się na terytorium Wenezueli, co stawiało ten kraj w dość dobrym położeniu.
Efekt był taki, że w latach 50-tych Wenezuela była przez niektórych postrzegana niczym raj na ziemi. Był to czas dyktatury Marcosa Pereza Jimeneza. Państwo było zamożne, realizowano wielkie projekty infrastrukturalne, aczkolwiek nie brakowało również represji politycznych wobec przeciwników Jimeneza. Ostatecznie przywódca został obalony w 1958 roku.
Aby lepiej wyobrazić sobie jak wyglądała pozycja Wenezueli na tle świata w tamtym okresie, zerknijcie na grafikę pokazującą poziom PKB na obywatela w 1950 roku. Kraj należał do ścisłej czołówki światowej. Oczywiście na wielu obszarach wciąż panowała bieda, ale pamiętajcie, że mówimy o sytuacji na kilka lat po zakończeniu II Wojny Światowej.

Wspomniany upadek dyktatury Jimeneza oraz przejście do systemu demokratycznego wprowadziły Wenezuelę w udany okres lat 60-tych. Stabilna sytuacja gospodarcza była oczywiście mocno związana z popytem na ropę naftową. Był to też zresztą początek funkcjonowania grupy OPEC (zrzeszenie producentów ropy), która powstała w 1960 roku z inicjatywy… Wenezueli.
Warto w tym miejscu podkreślić, że wydobyciem ropy zajmowały się wówczas przede wszystkim zagraniczne koncerny (np. ExxonMobil czy Shell), które jednak na bazie prawa uchwalonego w 1943 roku, zmuszone były dzielić się zyskami po połowie z rządem Wenezueli. Swoją drogą, uważam, że to całkiem rozsądny układ. Z jednej strony koncerny wprowadzają swoją technologię i specjalistów co zapewnia perspektywy dla dalszego rozwoju, a z drugiej znaczna część pieniędzy trafia do budżetu państwa co pozwala dofinansować np. rozwój infrastruktury. Często jednak taki układ staje się niewystarczający dla którejś ze stron. Tak było również w przypadku Wenezueli o czym za chwilę się przekonacie.
Kryzys naftowy i powstanie PDVSA
Lata 70-te przyniosły ogromną zmienność. Najpierw prezydent Richard Nixon w 1971 roku zerwał powiązanie między dolarem a złotem, a następnie w 1973 roku producenci ropy z Bliskiego Wschodu mocno podnieśli ceny surowca i wprowadzili embargo na jego eksport do krajów wspierających Izrael (czyli również do USA). Dziś ten moment określany jest jako Kryzys Naftowy.
W tamtym czasie cena „czarnego złota” faktycznie wystrzeliła. Co to oznaczało dla Wenezueli? Mówiąc łagodnie, kraj został zalany petrodolarami. Przychody budżetowe pomiędzy 1972 a 1974 rokiem wzrosły o 300%! Tak, dobrze widzicie, rząd Wenezueli miał 4 razy więcej pieniędzy do wydania.
Z jednej strony państwo było bogatsze, ale z drugiej paradoksalnie gigantyczne pieniądze w rękach polityków stanowiły olbrzymie zagrożenie. Rzadko kiedy rządzący myślą o tym, aby stworzyć fundusz na „czarną godzinę” czy też po prostu zainwestować środki w taki sposób, aby wzmocnić całą gospodarkę. Częściej te środki są po prostu „przejadane”. Wydawane w taki sposób, aby w konkretnym momencie zadowolić jak największą część społeczeństwa, co oczywiście ma zwiększyć poparcie rządzących.
W przypadku Wenezueli z połowy lat 70-tych ktoś mógłby powiedzieć, że co prawda dużo środków trafiało do budżetu państwa, ale z drugiej strony sporo zarabiały też zagraniczne koncerny, które mogły mądrze zainwestować wspomniane środki.
Nie do końca. W 1976 roku w Wenezueli doszło do całkowitej nacjonalizacji złóż ropy naftowej. Była to zmiana, która została zaplanowana już 5 lat wcześniej. W praktyce oznaczało to, że w 1976 roku powstał państwowy gigant Petroleo de Venezuela (PDVSA). Zasoby należące do poszczególnych zagranicznych koncernów zostały przejęte przez wenezuelskie spółki, które z kolei zazwyczaj podlegały pod PDVSA, która z kolei była spółką państwową. Doszło również do transferu pracowników. Specjaliści pracujący do tej pory dla zagranicznych producentów ropy nagle zostali zatrudnieni w wenezuelskich spółkach.
Mówiąc krótko: politycy położyli łapy na całości zysku z wenezuelskiej ropy. A były to gigantyczne pieniądze.
Początek problemów
Wenezuela nie wykorzystała swojej historycznej szansy. Nie zainwestowała mądrze gigantycznych środków z produkcji ropy. Postawiono na programy socjalne, które nie budowały przyszłości. Administracja publiczna rosła w szybkim tempie. Z kolei wenezuelskie spółki z sektora naftowego nie działały wystarczająco efektywnie.
Absurdalny jest fakt, że nawet pod koniec lat 70-tych, kiedy ropa była bardzo droga, Wenezuela nie była w stanie powstrzymać się od pożyczania środków. Robił to zarówno rząd, jak i państwowe przedsiębiorstwa. Dług był problemem, ale dopóki ceny ropy szły w górę, dopóty kraj jakoś sobie radził.
Ówczesna polityka władz Wenezueli miała jeszcze jeden negatywny aspekt. Mam na myśli całkowite zniszczenie niemal wszystkich pozostałych sektorów gospodarki. Coraz mniej produkowano (w tym również zaniedbano rolnictwo), a coraz więcej importowano z zagranicy. Z kolei eksport niemal w całości oparty był na ropie. Pod koniec lat 70-tych surowiec ten odpowiadał za:
– 95% wartości całego eksportu Wenezueli (!),
– 70% wpływów do budżetu państwa,
– 35% całego PKB kraju.
Skrajne uzależnienie przyszłości Wenezueli od wpływów z ropy nie zwiastowało niczego dobrego. Już w 1976 roku dobitnie podkreślał to jeden z wenezuelskich założycieli OPEC.
„Zobaczycie, że za 10-20 lat ropa sprowadzi nas na dno” – Juan Pablo Perez Alfonzo
Miał rację. Problemy przyszły wraz z nadejściem lat 80-tych. Ropa najpierw przez kilka lat spadała bardzo powoli, by następnie w 1985 roku zanotować potężną przecenę (ponad 50% w kilkanaście miesięcy).
W rzeczywistości nie trzeba było jednak czekać do połowy dekady, żeby Wenezuela doświadczyła kryzysu finansowego. Jej polityka fiskalna była prowadzona tak idiotycznie, że problemy zaczęły się już w 1980 roku, na długo przed faktycznym załamaniem cen surowca. Był to okres rekordowo wysokich stóp procentowych, a więc zadłużenie Wenezueli oraz państwowych przedsiębiorstw stało się dużym problemem.
Wtedy właśnie wyszło na jaw jak mocno kraj był uzależniony od ropy. Eksport opierał się tylko na niej. Kiedy więc ceny surowca zaczęły się powoli osuwać, to spadały również przychody do budżetu państwa. A przecież wciąż trzeba było pokrywać olbrzymie koszty zadłużenia czy wypłacać zasiłki dla bezrobotnych (bezrobocie wynosiło ok. 20%). Międzynarodowi inwestorzy zaczęli wówczas dużo bardziej sceptycznie podchodzić do pożyczania środków Wenezueli, zwłaszcza w jej walucie.
Rosnąca niepewność przełożyła się na odpływ kapitału. Tylko w dwóch pierwszych miesiącach 1983 roku z Wenezueli wypłynęło ponad 2 mld USD, co jak na tamte czasy, było znaczącą kwotą. W odpowiedzi władze zdecydowały się wprowadzić ograniczenia w przepływie kapitału oraz zdewaluowały boliwara. W 1984 roku Wenezuela nie była w stanie spłacić części swojego zagranicznego zadłużenia, dlatego też zdecydowano się negocjować z bankami i wypracować łagodniejsze warunki spłaty. Udało się tego dokonać, ale Wenezuela musiała się zgodzić na spełnienie pewnych kryteriów wyznaczanych przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy.
Można powiedzieć, że w latach 1984-1985 udało się nieco poprawić sytuację finansową Wenezueli. Wymagało to również „zaciskania pasa”, co w tamtej sytuacji oznaczało np. rezygnacją z dopłat do paliwa, na co kraj przeznaczał niemal 1 mld USD rocznie. Był to jednak początek kłopotów. Wenezuela pierwszy raz oberwała za swoją lekkomyślną politykę, a przy okazji straciła rating AAA. Tłuste lata dobiegły końca.
Caracazo
W połowie lat 80-tych doszło do załamania cen ropy. Stało się tak w dużej mierze z powodu współpracy Stanów Zjednoczonych i Arabii Saudyjskiej. Znaczące zwiększenie produkcji przez arabski kraj, miało przełożyć się na niższe ceny ropy, co z kolei miało uderzyć w gospodarkę ZSRR. I tak też się stało. Związek Radziecki upadł – na całe szczęście.
Z perspektywy Wenezueli oczywiście wyglądało to inaczej. Spadek cen ropy oznaczał powrót gigantycznych problemów. Ostatecznie w 1989 roku prezydent Carlos Andres Perez w obliczu dramatycznej sytuacji gospodarczej zdecydował się wdrożyć reformy zasugerowane przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy (w zamian za pomoc finansową). Tym razem nie poszło tak łatwo jak w 1984 roku.
Ograniczenie wydatków socjalnych czy uwolnienie cen niektórych produktów doprowadziły do gniewu Wenezuelczyków. Zwłaszcza mam tutaj na myśli biedniejszą część społeczeństwa. Cała sytuacja była impulsem do wybuchu największych zamieszek w historii kraju znanych dziś jako Caracazo.

Do dziś nie ustalono ilu dokładnie Wenezuelczyków zginęło w zamieszkach z 1989 roku, natomiast było to co najmniej kilkaset osób.
Pomimo ogromnej skali protestów, rząd opanował wówczas sytuację. Kolejne istotne zdarzenie miało miejsce w 1992 roku. Wówczas mała grupa wojskowych zdecydowała się przeprowadzić zamach stanu, który ostatecznie zakończył się niepowodzeniem. Dlaczego więc zwracam uwagę na to wydarzenie? Ponieważ wielu obywateli Wenezueli, zwłaszcza biedniejszych, zaczęło identyfikować się z inicjatorami przewrotu, którzy mieli symbolizować opór wobec skorumpowanych elit politycznych. Szczególną sympatię wśród ludu zyskał jeden z wojskowych. Nazywał się Hugo Chavez.
Początki Chaveza
Po nieudanym zamachu z 1992 roku Hugo Chavez wylądował w więzieniu, ale sytuacja polityczna szybko zaczęła zmieniać się w pomyślny dla niego sposób. Już rok później prezydent Perez został pozbawiony stanowiska ze względu na skandal korupcyjny. Kolejne wybory wygrał Rafael Caldera, którego jednym z wyborczych postulatów było… wypuszczenie Chaveza. Jego wyjście na wolność stało się faktem już w 1993 roku.
Aż do 1998 roku Hugo Chavez stopniowo budował sobie poparcie wśród obywateli Wenezueli. Szło mu to bardzo sprawnie, bo niezależnie od wszelkich jego wad, trzeba podkreślić, że odznaczał się on wielką charyzmą. Z łatwością znajdował wspólny język ze zwykłymi Wenezuelczykami i wiedział w jaki sposób chce im pomóc.
Ostatecznym efektem tej kilkuletniej kampanii wyborczej było zdecydowane zwycięstwo Chaveza w 1998 roku. Kilka miesięcy później powołano Zgromadzenie Narodowe, w którym większość stanowili zwolennicy nowego prezydenta, a ostatecznie przegłosowano również nową konstytucję. Przyniosła ona wiele zmian. Stworzono system opieki zdrowotnej, z kolei edukacja miała być na większą skalę finansowana z budżetu (czyli z podatków). Wprowadzono zmiany mające na celu ochronę najbiedniejszych warstw społeczeństwa, m.in. powołano urząd rzecznika praw obywatelskich. Oczywiście moglibyśmy również stwierdzić, że działano na zasadzie „zabrać bogatym, rozdać biednym” i budowano socjalizm. To fakt. Ale jeśli weźmiemy pod uwagę późniejsze decyzje Chaveza, to na ich tle reformy z 2000 roku wyglądają jak naprawdę rozsądny plan.
Warto w tym miejscu zaznaczyć, że w trakcie lat 90-tych Wenezuela zaczęła ponownie produkować więcej ropy, co widać na poniższym wykresie. Różnica polegała na tym, że zyski wypracowywane przez PDVSA w coraz mniejszym stopniu trafiały do budżetu państwa. Więcej przeznaczano natomiast na modernizację i rozwój technologii. Ponownie dopuszczono do współpracy zagraniczne koncerny, które wnosiły kapitał i rozwiązania technologiczne. Dzięki temu można było w opłacalny sposób produkować ropę również na starych, słabo wydajnych polach.

Na przestrzeni kilkunastu lat aż do 1998 roku, PDVSA przejęła 23 rafinerie w Stanach Zjednoczonych oraz Europie. Po co? Wenezuelska ropa zazwyczaj jest dość ciężka i mocno zanieczyszczona. Postanowiono zatem przejmować zagraniczne rafinerie, po to by następnie dostosować je pod kątem przetwarzania surowca z Wenezueli. Po zakończeniu całego procesu, ropa miała trafiać na rynki najbliższe danej rafinerii. W ten sposób starano się stworzyć rynki zbytu.
Jednocześnie rozwijała się sama PDVSA wraz z jej personelem (przejmowanie know-how od spółek z USA czy Europy Zachodniej). Wszystko to działo się z korzyścią dla finansów Wenezueli, jednak zaznaczmy też, że państwowy koncern był w znacznej mierze niezależny – politycy generalnie nie mieszali się w rozwój firmy.
Tak było aż do objęcia władzy przez Chaveza, któremu niezależność państwowego koncernu bardzo się nie podobała.
Rozgrywka wokół PDVSA i zamach stanu
U progu XXI wieku stało się jasne, że kierownictwo PDVSA oraz Chavez mają zupełnie inne wyobrażenie co do przyszłości sektora naftowego w Wenezueli. Państwowy koncern skupiał się na rozwoju działalności, inwestycjach i wysokim poziomie wydobycia, co było przy okazji również korzystne dla takich gigantów jak Exxon, Chevron, BP czy Shell. Z kolei Chavez obrał sobie za cel odbudowanie kartelu OPEC i zyskanie możliwości wpływania na globalną produkcję ropy naftowej. W ramach tej polityki musiał również zwiększyć swoje wpływy w PDVSA, dlatego też próbował wprowadzać do spółki „swoich” ludzi. Kierownictwo i pracownicy stawiali coraz większy opór wobec prób upolitycznienia firmy. W odpowiedzi Chavez i jego zwolennicy twierdzili, że spółka nie jest zarządzana efektywnie i na różne sposoby zaniża zyski, których część miała trafiać do budżetu państwa (da się znaleźć argumenty na poparcie tych zarzutów, chociażby opisane wyżej rafinerie nie zawsze przynosiły pożądane efekty i generowały straty).
Taka sytuacja rodziła coraz większe napięcia i budowała blok przeciwników Chaveza, w którego skład wchodzili przedstawiciele biznesu, klasy średniej, mediów czy Kościoła. Dla jasności dodam, że całą tą grupę po cichu wspierały również Stany Zjednoczone, którym odbudowa OPEC zdecydowanie nie była na rękę.
Ostatecznie na początku wiosny 2002 roku kierownictwo PDVSA oraz pracownicy firmy postanowili zwolnić produkcję i przeprowadzić protest przeciwko decyzjom Chaveza. Odpowiedź prezydenta była niecodzienna, ale w pewnym sensie charakterystyczna dla niego. Otóż postanowił on ogłosić zwolnienia menadżerów PDVSA na żywo w telewizji.
Efekt? 11 kwietnia 2002 roku w Caracas zorganizowano wielką demonstrację przeciwników Chaveza. Tłum ostatecznie dotarł do pałacu Miraflores, doszło do starć, prezydent stracił kontrolę nad sytuacją i został zatrzymany.
Tymczasowym prezydentem kraju został Pedro Carmona (natychmiastowo uznany przez USA), który jednak w tej trudnej sytuacji nie zdołał utrzymać poparcia wojskowych. W efekcie już po trzech dniach, czyli 14 kwietnia 2002 roku Hugo Chavez odzyskał władzę.
Najważniejszy jest jednak fakt, że tamten nieudany zamach stanu zmienił wszystko. Chavez przeprowadził czystki w PDVSA. Zwolniono połowę (!) załogi. Wyrzucono całe kierownictwo. Spółka straciła specjalistów i know-how. Stała się całkowicie uzależniona od Chaveza. Oznaczało to początek jej upadku. Z kolei Chavez od tej pory zaczął iść w stronę typowego socjalizmu połączonego z populistycznymi działaniami oraz antyzachodnią retoryką. Coraz rzadziej można było usłyszeć od niego o błędach rządu. Coraz częściej winni byli imperialiści, kapitaliści, George Bush czy też po prostu Stany Zjednoczone.
Taka polityka mogłaby doprowadzić Chaveza do szybkiego upadku, gdyby nie fakt, że ceny ropy zaczęły mocno rosnąć.
Koniec części pierwszej.
Link do oryginalnego artykułu: LINK
| Trump ogłasza zamknięcie wenezuelskiej przestrzeni powietrznej. | Trump zapowiada, że „wkrótce” rozpoczną się operacje lądowe przeciwko wenezuelskim handlarzom narkotyków. | Zegar tyka w obliczu zbliżającej się akcji przeciwko Maduro… | Nowy front wojny? W Wenezueli Maduro jest otwarty na opuszczenie kraju, jeśli USA zapewni mu amnestię a Rosja szykuje pomoc wojskową. | Obywatele Wenezueli będą skanować odciski palców by kupować produkty spożywcze. | Wojna z Rosją? Trump mówi, że rosyjskie oddziały muszą „opuścić” Wenezuelę. | USA gromadzi oddziały specjalne w Puerto Rico i wojsko w Kolumbii, aby obalić Maduro. | George Soros sponsoruje fale migracyjne z Południowej Ameryki. | Trzecia fala migracyjna do USA wyrusza z Salwadoru. | W Gwatemali zbiera się kolejna migracyjna karawana. | Ameryka musi podjąć działania przeciwko inwazji prowadzonej przez ONZ i globalistów. | Kolejne fale migracji płyną w kierunku USA. | ONZ twierdzi, że europejski kryzys migracyjny "nie istnieje", ponieważ migracja jest "źródłem dobrobytu". | UE i USA muszą przyjąć więcej uchodźców i pozbyć się suwerenności. | Szef bezpieczeństwa UE: "polityczny islam" jest przyszłością Europy. | Wojny Zachodu i masowa migracja do Europy. | Ordo Ab Chao – jak instaluje się kryzys migracyjny w Europie. | Game Over Europo – nachodzi ‘kolorowa rewolucja’? | Francja przygotowuje się na masowe niepokoje. | Obama i upadek południowej granicy USA. | Implikacje zmian demograficznych do roku 2050. | Zachodnia schizofrenia i barbarzyństwo Bliskiego Wschodu. | Nadchodzi rewolucja: George Soros przekazał 18 miliardów dolarów do swojej Fundacji Otwartego Społeczeństwa. | Miliarder George Soros jest zdruzgotany zwycięstwem populistycznej antyglobalistycznej koalicji we Włoszech. | George Soros każe zaakceptować stały napływ 300 tyś. emigrantów rocznie by ratować EU. | Węgry planują pozbyć się wszystkich finansowanych przez Sorosa organizacji pozarządowych. |