Parlament Europejski przegłosował katastrofalne prawo internetowe ACTA 2.
Danny O’Brien, Electronic Frontier Foundation
USA
2019-03-28
Po oszałamiającym odrzuceniu głosów pięciu milionów sygnatariuszy i ponad 100 000 protestujących w ten weekend Parlament Europejski porzucił zdrowy rozsądek i rady naukowców, technologów oraz ekspertów ONZ ds. praw człowieka, i zatwierdził w całości prawo autorskie dla jednolitego rynku cyfrowego.
Obecnie niewiele może zatrzymać przekształcenie tych przepisów w prawo w całej Europie. Teoretycznie możliwe jest, że ostateczny tekst nie uzyska większościowego poparcia państw członkowskich, gdy Rada Europejska spotka się w tym miesiącu. Wymagałoby to by co najmniej jeden kluczowy kraju zmienił swoje zdanie. W tym celu niemieccy i polscy aktywiści już podwajają swoje wysiłki, aby zmienić ich kluczowe głosy na NIE.
Jeśli ta próba się nie powiedzie, to efekty będą długofalowe i chaotyczne. W przeciwieństwie do rozporządzeń UE, takich jak GDPR, które stają się ustawą wdrażaną przez centralne instytucje UE, to dyrektywy UE muszą zostać transponowane: wpisane do prawa krajowego każdego państwa członkowskiego. Kraje mają czas do 2021 r. na transpozycję dyrektywy o prawach autorskich, ale UE rzadko ponagla swoich członków, więc może to potrwać jeszcze dłużej.
Niestety jest prawdopodobnym, że pierwsze wdrożenie dyrektywy odbędzie się w krajach, które najbardziej entuzjastycznie poparły jej przegłosowanie. Obecna partia francuskich polityków konsekwentnie opowiadała się za najgorszymi częściami dyrektywy, a administracja Macrona może starać się o szybkie wdrożenie działające na korzyść krajowych mediów.
Kraje, w których pozycja państw była bardziej podzielona, proces z pewnością potrwa dłużej. W Polsce politycy byli oblegani przez wściekłych wyborców, którzy chcieli, aby głosowali przeciwko dyrektywie, jednocześnie stając w obliczu bezczelnych oskarżeń ze strony krajowych i lokalnych właścicieli gazet ostrzegających, że „nie zapomną” żadnego polityka, który głosował przeciw Artykułowi 11. Podział między Polakami a mediami głównego nurtu trwa nadal, a politycy dążą do krajowego rozwiązania, które nie zaszkodzi ich relacjom z żadną z tych grup.
Retoryka ostatnich dni w Niemczech była niewiele lepsza. Niemieccy politycy twierdzili, że firmy technologiczne zapłaciły protestującym by w ten weekend maszerowali na ulicach. Tymczasem Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna, partia Angeli Merkel, w której Axel Voss prowadził działania na rzecz ustawy, zasugerowała, że może wdrożyć art. 13 nie z filtrami, ale z ogólnym systemem licencjonowania. Eksperci prawni już powiedzieli, że te licencje nie będą zgodne z rygorystycznymi wymogami art. 13 - ale w obecnej sytuacji będzie trudno wycofać się CDU z tego zobowiązania.
[...] Możemy się spodziewać, że media i posiadacze praw będą lobbować za najbardziej drakońskimi przepisami krajowymi, a następnie będą bezzwłocznie maszerowali do sądów, aby wymierzać grzywny za każdym razem, gdy ktoś naruszy niejasne przepisy. Dyrektywa została napisana w taki sposób, aby każdy właściciel materiałów chronionych prawem autorskim mógł żądać satysfakcji od usługodawców internetowych, a już widzieliśmy, że posiadacze praw nie są w żaden sposób jednogłośni co do tego, co powinny w tym wymiarze robić wielkie firmy technologiczne. Niezależnie od tego, jakie firmy i organizacje internetowe zastosują się do dwudziestu siedmiu lub więcej przepisów krajowych - od całkowitego porzucenia linków do europejskich witryn z wiadomościami, do rozwinięcia ich już i tak zbyt wrażliwych systemów filtrowania lub będą dążyły do zawarcia umów z kluczowymi koncernami medialnymi - to i tak będzie to kwestionowane przez tą czy inną frakcję posiadającą prawa autorskie.
Ale sądy mają również możliwość ograniczenia dyrektywy - a nawet odrzucenia jej najgorszych artykułów w całości. Jeden kluczowy paradoks w centrum dyrektywy będzie musiał zostać wkrótce rozwiązany. Artykuł 13 ma być zgodny ze starą dyrektywą o handlu elektronicznym, która wyraźnie zabrania wszelkich działań proaktywnie monitorujących egzekwowanie praw własności intelektualnej (przepis, który został podtrzymany i wzmocniony przez ETS w 2011 r.). Wszelkie obowiązujące filtry mogą zostać zakwestionowane w celu rozwiązania tej niespójności.
Ale kto będzie reprezentował użytkowników Internetu w sądzie? Wielkie firmy technologiczne mają swoje motywacje i miliony, aby to zrobić, ale po tej ciężkiej porażce ci coraz bardziej defensywni olbrzymy mogą zdecydować, że lepiej będzie się dogadać poza sądem i zawrzeć umowę, która zapłaci haracz mediom głównego nurtu w Europie - za cenę, która w wygodny sposób zablokuje potencjalny rozwój technologii, które będą w stanie znieść ich dominację na rynku.
Oznacza to, że europejscy internauci nie mogą polegać na firmach technologicznych. Bitwa będzie musiała być kontynuowana, tak jak to miało miejsce w ciągu ostatnich kilku tygodni.
Miliony użytkowników jednoczących się codziennie online i na ulicach domagają się prawa do wolności od cenzury i do swobodnego komunikowania się bez cenzury algorytmicznej lub arbitralnych wymogów licencyjnych.
Internauci w UE będą musieli się zorganizować i wspierać niezależne europejskie grupy ds. praw cyfrowych, które chcą zaskarżyć dyrektywę w sądzie.
Poza Europą przyjaciele Internetu będą musieli przygotować się na odrzucenie maksymalistycznych praw autorskich eksportowanych na resztę świata. Musimy, i przegrupujemy się aby razem powstrzymać tę dyrektywę w Europie i zapobiec dalszemu jej rozprzestrzenianiu.