W czwartek przywódcy G7 w Japonii zignorowali ostrzeżenie wydane przez premiera Shinzo Abe o niebezpiecznej sytuacji w światowej gospodarce oraz ryzyku "ponownego pojawienia się kryzysu na skalę Lehmana."
Upadek i bankructwo Lehman Brothers w 2008 roku, w tamtym czasie czwartego do do wielkości banku inwestycyjnego USA, było przełomowy wydarzeniem kryzysu finansowego. Jego implozja spowodowała utratę ponad 10 bilionów dolarów na globalnych rynkach kapitałowych.
Japonia ostrzega, iż "wzrasta ryzyko przekroczenia normalnego cyklu gospodarczego w globalnej gospodarce i wpadnięcia w kryzys, jeśli w odpowiednim czasie nie będą podjęte odpowiednie działania polityczne."
Abe przedstawił dane wskazujące na to, że od 2014 roku ceny surowców spadły o 55 procent, co było obserwowane w czasie kryzysu finansowego w 2008 roku.
Jednak zamiast rozważyć ostrzeżenia Shinzo Abe, według Marka O'Byrne piszącego dla GoldCore grupa G7 podkreśliła używając nieco Orwelliańskiego języka, że najgorsze dla gospodarki światowej jest już za nami i że kraje G7 "wzmocniły odporność własnych gospodarek, aby nie popaść w kolejny kryzys".
G7 składa się z Wielkiej Brytanii, Niemczech, Kanady, Francji, Włoszech, Japonii i Stanów Zjednoczonych.
Optymistyczna ocena stoi jednak na wielu frontach w kontrze do rzeczywistości. W szczególności ma miejsce pogorszenie kryzysu zadłużenia i anemiczny powrót do koniunktury na całym rynku od Stanów Zjednoczonych, strefy euro do Japonii.
W ostatnich tygodniach gwałtownie spadły akcje banków i w Hiszpanii, Włoszech, Grecji i Niemczech ma miejsce wyprzedaż. Kłopoty gospodarcze potęguje niepewna sytuacja geopolityczna na Bliskim Wschodzie i napięcia między Stanami Zjednoczonymi, Rosją i Chinami.
Zamiast skupić się na nadciągającej katastrofie gospodarczej, przywódcy G7 ostrzegli przed Brexit. 23 czerwca wyborcy w Wielkiej Brytanii wezmą udział w referendum dotyczącym wyjścia kraju z Unii. Członkowie G7 stwierdzili, że “Wyjście Wielkiej Brytanii z UE odwróciłoby trend w kierunku większego światowego handlu i inwestycji oraz tworzenia miejsc pracy i jest to poważne zagrożenie dla dalszego wzrostu".